Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że tak – kuchnia amerykańska to w większości szybkie, proste i często niezdrowe posiłki. Wynika to z faktu, że większość Amerykanów to bardzo zabiegane osoby, z reguły stołujące się na mieście. A na mieście natomiast sałatka często przewyższa cenę pizzy kilkukrotnie. Ale jak to ze stereotypami bywa – nie wszystko jest prawdą. Jakie amerykańskie potrawy poznałam mieszkając od kilku miesięcy u mojej host family? Wybrałam moje top 5.
- Macaroni and cheese
Zapewne większość osób mających styczność z amerykańską kuchnią zgodzi się ze mną, że jej niekwestionowanym królem jest mac’n’cheese. Półki w amerykańskich marketach uginają się pod wpływem stojących na nich gotowych mieszanek do przygotowania makaronu z serem. Nie znam dzieci, które nie cieszyłyby się na dźwięk „Hej! Dziś na obiad mac and cheese!” Rodzajów tego dania jest wiele, zaczynając od gotowca, gdzie wystarczy dolać wody i włożyć do mikrofalówki, a kończąc na zapiekanym, z domowym sosem beszamelowym. Jedno jest pewne – żaden makaron z kartonika nie będzie smakował tak dobrze, jak ten domowy i prawdopodobnie żaden nie będzie tak kaloryczny, jak ten amerykański z wybitnie hojną porcją sera. Danie to jest stosunkowo proste do wykonania – wystarczy wcześniej przygotować sos (mleko, masło, śmietana i ser, dużo sera!), po czym dodać go do ugotowanego makaronu, później znów dodać ser (dużo sera!) i chwilę zapiec w piekarniku. Ale ile amerykańskich domów – tyle sposobów przygotowywania mac and cheese.
- Chilli
Tu sprawa ma się podobnie – ponoć ile domostw, tyle przepisów. Klasyczne amerykańskie chilli łączy za to jeden podstawowy składnik – fasola. Osoby, które oglądały „Plotkarę” mogą te danie kojarzyć jako jedno z dwóch dań, które potrafił przyrządzić ojciec Dana Humprey’a – Rufus. Otóż chilli, które przyrządza moja amerykańska rodzina goszcząca smakuje trochę jak leczo, ale nie do końca, bo przypomina też gulasz. W środku, poza fasolą, znajduje się całe mnóstwo duszonych warzyw, takie jak seler, papryka, pomidory, cebula (wszystko wedle uznania) i obowiązkowo wołowina pokrojona w kostkę. Całość jest bardzo smaczna i w życiu nie powiedziałabym, że ma coś wspólnego z typowo fast-foodową amerykańską kuchnią.
- Brisket
To jedna z moich ulubionych amerykańskich potraw, która w sumie jest bardziej sposobem przyrządzenia mięsa, niż daniem samym w sobie. Każdy fan mięsa powinien sobie teraz to wygooglować i zobaczyć jak soczyście to wygląda. Kluczem do dobrego przygotowania tego typu wołowiny jest niewielka ilość przypraw – wystarczą podstawowe, takie jak pieprz, papryka, sól. Najlepszą drogą do uzyskania perfekcyjnej konsystencji mięsa jest jego powolne gotowanie przez bardzo długi czas. Po takim przygotowaniu jest soczyste i rozpływa się w ustach.
- S-mores
Czas na część poświęconą nie potrawie, a błogiej przyjemności, bo przecież każdy wie, że deser trafia prosto do serduszka, a nie do żołądka 😉 S-mores to typowo amerykański przysmak przyrządzany podczas grilla, ale skoro jesteśmy przy Ameryce wypada nazwać to barbecue. Popularność tego słodkiego przysmaku można zaobserwować tuż po przekroczeniu progu każdego marketu w sezonie wiosenno-letnim. Ba! Nie tylko marketu, ale także i w kawiarniach. Kawa o smaku s-mores w Starbucksie, ciasteczka oreo o smaku s-mores, specjalna edycja czekolad Hersheys, mnóstwo rodzajów pianek, krakersów, patyczki do przyrządzania pianek… można wymieniać w nieskończoność. Nie dziwi mnie wcale ten fenomen, sama jestem w s-mores zakochana. A co to jest, tak właściwie? Banał – roztopiona pianka „marshmallow”, na którą kładziemy czekoladę, a to wszystko w formie kanapki – między krakersami (najlepiej miodowymi).
- Chlebek bananowy
Z tego co zdążyłam zaobserwować, to i w Polsce banana bread zyskuje coraz większą popularność. Nic dziwnego! Chociaż z chlebem nie ma nic wspólnego, jest przepysznym ciastem, a do tego bardzo prostym w wykonaniu. I pomimo tego że w Stanach można dostać go praktycznie w każdej kawiarni oraz markecie (lub gotowy mix do przyrządzenia), nie polecam go kupować! Najlepiej zrobić samemu – jest bardzo łatwy w przygotowaniu, nie potrzebujecie nawet miksera. Najlepsze w banana bread jest to, że można go odchudzić – mąkę pszenną wymienić na orkiszową i nie dodawać cukru (lub jego zdrowy zamiennik). Samo ciasto jest super bazą, bo pasuje do niego tak naprawdę wszystko – orzechy, wiórki kokosowe, czekolada, suszone owoce… Do porannej kawy jak znalazł 😉
Smacznego!
Oliwia