Pomysł o wyjeździe przyszedł do mojej głowy całkowicie nagle i szybko z myśli zaczęłam przemieniać go w czyn. Zmachowałam się ze wspaniałą rodziną, która podczas mojego pobytu w Stanach zastępowała mi moją prawdziwą rodzinę. Pod opieką miałam trójkę dzieci: 16-letniego Willa, 13-letniego Sebastiana oraz 10-letnią Elli. Mimo dużej ilości zadań i pracy moi host parents zawsze znaleźli czas, żeby zamienić zemną kilka słów i dowiedzieć się czy czegoś potrzebuje i czy wszystko u mnie w porządku. Zawsze byłam zapraszana do wzięcia udziału we wszystkich wydarzeniach czy aktywnościach mojej rodzinki, ale miałam bardzo dużo swobody i tak naprawdę w 100% ode mnie zależało to jak wykorzystam swój wolny czas. I uwierzcie mi, nie zmarnowałam go…
Od samego początku byłam nastawiona na podróżowanie – oprócz podszkolenia języka angielskiego to był mój główny cel. Nie wiedziałam jednak, że aż tyle uda mi się zobaczyć czy zrobić! Zwiedziłam 17 stanów, zahaczyłam o Toronto oraz spędziłam najlepszy w życiu tydzień na Kubie! Trudno opisać wszystkie miejsca, jednak bardzo łatwo wymienić moje perełki, czyli ulubione miejsca, które znajdują się na TOP liście. Jestem miłośniczką natury więc bezkonkurencyjnie wygrywa Yellowstone National Park. Bycie tam, podziwianie tych wspaniałych krajobrazów za każdym razem uświadamiał mi dwie rzeczy – po pierwsze, że jestem niesamowitą szczęściarą, że udało mi się tutaj dotrzeć oraz to jak wspaniała oraz nieobliczalna jest Matka Natura i co Bóg potrafi stworzyć. Góry Skaliste w Colorado, Wielki Kanion, Moniument Valley, Niagara Falls, Las Vegas, Los Angeles, NYC, Miami, Nowy Orlean, Chicago, Boston, San Francisco itd. – wiele wrażeń i niezapomniane wspomnienia!
Udało mi się również odhaczyć wiele rzeczy, które zawsze chciałam zrobić. Zobaczyłam Upiora w Operze, choinkę pod Rockefeller Plaza, jeździłam na łyżwach w Central Parku, szalałam w Universal Studio w Orlando, zwiedzałam NASA na Florydzie, spędziłam Sylwestra w Austin ogrywając Teksańczyka w bilard, widziałam rodeo, byłam na koncercie Justina Timberlakae’a, urodziny spędziłam na meczu NBA i dostałam piłkę z autografem Marcina Gortata, pływałam w morzu Karaibskim, jeździłam konno po pięknej dolinie Vinales, tańczyłam salsę w Hawanie, a na Key West skoczyłam ze spadochronem w jednej z najpiękniejszych stref zrzutu na świecie. Przede wszystkim jednak poznałam wiele wspaniałych i ciekawych ludzi z całego świata.
Dużo ludzi pytało mnie czy nie żałuję swojej decyzji o wyjeździe i za każdym razem odpowiadam tak samo: zupełnie NIE! Gdybym jeszcze raz miała podjąć taką decyzje nie zawahałabym się ani sekundy! Ten wyjazd nie tylko pozwolił mi zobaczyć wspaniałe miejsca i spełnić marzenia, ale również pozwolił mi dowiedzieć się wiele o samej sobie i spojrzeć na moje dotychczasowe życie z trochę innej perspektywy. Mogłam w końcu poukładać sobie wszystko, skupić się pierwszy raz wyłącznie na sobie, wyciągnąć odpowiednie wnioski i wprowadzić je w życie. Wróciłam do Polski bardziej otwarta, pogodna, chętna przygód i już nie boję się podejmować wyzwań, które na pierwszy rzut oka wydają się niewykonalne. Wszystko się da, trzeba tylko chcieć! I przede wszystkim nie można TYLKO marzyć, bo inaczej te marzenia się nie spełnią. Trzeba wstać i ZACZĄĆ coś robić w tym kierunku, krok po kroku, aż uda nam się to spełnić. Nic się nie zmienia tylko od siedzenia! Kiedy na tej drodze spotkamy dodatkowo wspaniałych ludzi, będzie nam jeszcze lepiej!
Mówi się, że „apetyt rośnie w miarę jedzenia” i całkowicie się z tym zgadzam! Dopiero wróciłam i już tworze plany gdzie jechać i jak wiele jeszcze pięknych miejsc jest do zobaczenia na świecie…
Autorka: Ola Chwaja – konsultantka Au Pair in America na terenie Warszawy